Tej soboty oderwany od dnia codziennego i od mojej najbliższej rodziny odwiedziłem Drwala Polskiego. Umówiliśmy się z nim wcześniej na męski dzień… Tak męski jak tylko się da.
Noc pod lasem przeminęła szybko a poranek wdarł się do mojej sypialni z takim impetem jak to tylko możliwe w tym magicznym miejscu.
Szczebiocząc ptasią muzykę, drażniąc leśnymi zapachami, rozświetlając sypialnie porannym słońcem, Pani Wiosna stanowczo oznajmiła, że pora wstać i dołączyć do jej wesołego grona. Przecież Pani Wiosna, nie uznająca żadnych kompromisów i sprzeciwów, nie oglądając się na nic, rok do roku budzi całą przyrodę po zimowym czasie. Budzi i robi to z niesamowitą gracją. Dlatego nie zwlekając dłużej powitałem nowy przepiękny dzień z uśmiechem na twarzy.
Szybkie śniadanie na stojąco aby nie marnować cennego wiosennego czasu i poszedłem na spotkanie z Drwalem Polskim. Gdy wmaszerowałem na plac zastawiony stosami drewna, przywitał mnie zapach trocin wymieszany z zapachem różnych gatunków drzewa rosnących w naszym kraju – sama natura. W oddali stała grupka uśmiechniętych, krzepkich ludzi. Zrobiłem kilka kroków, padło kilka zdań na powitanie, streszczenie planu działania i dostałem do rąk profesjonalną siekierę, niesamowicie ostrą, dużą i wygodną siekierę.
Niesamowite, Dołączyłem do grupy Drwala Polskiego, do drwala dla którego praca z drewnem to coś więcej niż drewno opałowe, to coś znacznie, znacznie więcej niż wycinanie, cięcie czy rąbanie – to styl życia.
Krótka instrukcja BHP, instrukcja obsługi i na rozgrzewkę dostałem niewielki stosik pieńków (tak około 3m3) czeremchy do porąbania. Zabrałem się do pracy i wprawiłem ostrą siekierę w ruch.
Raz za razem,
nie za szybko i nie za wolno,
nie za mocno i nie za słabo,
uderzałem w kolejne pniaki łupiąc je na mniejsze kawałki. Kawałki nie mogą być za małe ani za duże – muszą być w sam raz. W sam raz do kominka tak aby jak najlepiej podtrzymywały ogień.
Praca z drewnem jest niesamowita, co to niby jest? porąbać pieńki i tyle – tak pomyśli tylko miejski ignorant, pomyśli bo nawet nie ma komu tego głośno powiedzieć kupując na stacji benzynowej parę kolejnych suchych szczap drewna.
Powtórzę jeszcze raz: praca z drewnem jest niesamowita, każdy pieniek jest inny,
każdy ma inną długość,
każdy ma inną średnicę.
Jeden jest prosty inne mają sęki, niektóre są suche inne pachną leśną wilgocią… a wszystkie trzeba porąbać tak samo – szczapy muszą być w sam raz.
A najlepsze są te rąbane ręcznie.
Rąbałem sam, ucząc się samotnie, mierząc swoje siły, sprawdzając swoją wytrzymałość i wytrzymałość kolejnych kawałków leśnego drewna.
Raz za razem,
trzeba tak uderzyć by pieniek rozłupał się po jednym uderzeniu.
Trzeba uderzyć tylko raz, nie za mocno i nie za słabo.
Nie za szybko i nie za wolno.
Tak w sam raz.
Ostra siekiera robiła swoje. Nauczyłem się, że ważne jest, by w trakcie tej roboty swoje myśli poświęcić pieńkowi w który wymierzamy stanowczy cios. Rozpędzona siekiera w czasie gdy błądzimy myślami to najkrótsza droga by zrobić sobie krzywdę. Siekiera wspaniale oddaje nasze uderzenia lecz wymaga skupienia całej uwagi na tym co i jak trzymamy w swoich rękach. Zatem wszystkie codzienne sprawy które chciały pochłonąć mój umysł odsunąłem i rąbałem dalej.
Raz za razem
nie za mocno i nie za słabo – tak w sam raz.
Po godzinie z zadowoleniem zauważyłem że idzie mi coraz lepiej, coraz równiej, coraz dokładniej. Praca sprawiała frajdę a odpowiednie tempo (tak nie za szybko i nie za wolno 🙂 powodowało że można rąbać długo, jak dla mnie to nawet nadspodziewanie długo. Informatyk z siekierą – wydawałoby się kosmiczne połączenie. A jednak siekiera i drewno ma w sobie jakąś magie, której tak brak nawet najnowszym komputerom czy najnowszym gadżetom.
Raz za razem, kolejne kawałki czeremchy wzbogacały spory stosik porąbanego drewna. Kolejne szczapy coraz równiejsze, pachniały świeżym drewnem a do tego wiosna na około odprawiała swój rytualny doroczny taniec.
Przerwa na kawę.
Znowu, pracujący do tej pory osobno, mężczyźni zeszli się razem i krzepiąc się posiłkiem, słońcem, opowiadając dowcipy, wyraźnie cieszyli się swoim towarzystwem i swoją pasją do drewna – jednego ze skarbów polskich lasów.
Po przerwie dołączyłem do ekipy która zwoziła drewno z lasu. Wydawałoby się, prosta rzecz, pojechać do lasu, załadować, wrócić z powrotem. I znowu pojechać do lasu, to nie miejska równa asfaltówka lecz leśne dukty, koleiny, błoto, leśna zwierzyna-przygody. Przez godzinę w lesie dowiedziałem się więcej o lesie, o wycince, o gatunkach drzew niż przez całe życie. Leśnicy o każdej kłodzie ściętego drewna, o każdej kępie rosnących drzew, o dziuplach, ptakach, mrówkach i sarnach mogą opowiadać bez przerwy. Nawet jadąc przez las są wstanie wskazać drzewa, które nadają się do wycinki, które chorują lub zabierają przestrzeń życiową innym drzewom. Widziałem z jakim pietyzmem głaskają drzewa i z minuty na minutę wiedziałem jak rewelacyjnie znają się na swoim fachu. Wielki szacunek dla tych ludzi. Za miłość do natury, za to że są ludzie którzy nie przestali być po prostu ludźmi. To nie jest bezduszna korporacja. Drwal Polski to ludzie z krwi i kości, tacy ludzcy, uśmiechnięci, życzliwi, ludzie Lasu.
Powrót z lasu, rozładunek i znowu zmiana. Tym razem dla odmiany przydzielono mnie do rąbania. J
Rąbania brzozy.
Ostra siekiera, stos pieńków brzozy – biorąc poranne doświadczenie myślę łatwizna.
Już pierwsze uderzenie pokazało że brzoza to nie czeremcha, że do brzozy trzeba podejść inaczej. Trzeba uderzać tak w sam raz ale dla brzozy… i znowu nauka rytmu, siły, sposobu uderzenia, zmiana siekiery – to trzeba przeżyć samemu aby zrozumieć.
Powiem tylko że gatunków drewna mamy bez liku, każde wymaga innego podejścia lecz zawsze podejścia z pietyzmem.
Drwal – siekiera – pieniek, to ma w sobie jakiś magnetyzm, jakąś magie, to wciąga i uzależnia.
Praca powoli dobiegła końca, wszyscy z uśmiechem rozeszli się do swoich domów.
Siekiery i drewno zostały odłożone do kolejnego dnia.
Ja jeszcze tego dnia, przed kolacją, dowiedziałem się od żony, że jeden z moich synów, przymierzając w sklepie, pierwszy w życiu garnitur (z okazji egzaminu gimnazjalnego) przeglądając się w dużym lustrze rzucił z uśmiechem tekst „ pożegnanie z dzieciństwem”. Poczułem się jak ten nastolatek w sklepie – ja dziś mając 43 lata również pożegnałem się z „cywilizacyjnym dzieciństwem”, a pomogła mi w tym siekiera i drewno.
Wiem i zapamiętam na zawsze, że ręcznie rąbane drewno kominkowe jest najlepsze. Wiem, że rąbanie drewna jest przyjemne i wciąga jak narkotyk, którego efektem ubocznym jest krzepa. Krzepa, której tak brak mężczyznom we współczesnym zniewieściałym społeczeństwie.
I wiem że muszę kupić sobie dobrą ostrą siekierę.
I wiem że pewnego dnia muszę zabrać moich synów do Drwala Polskiego.
Paweł